Aurora Burning

Tytuł
Aurora Burning
Autor
Jay Kristoff, Amie Kaufman
Data premiery
05/05/2020
Liczba stron
512
Wydawnictwo
Rock the Boat

“Aurora Burning”, autorstwa niesamowitego pisarskiego duetu Jaya Kristoffa i Amy Kaufman, to drugi tom serii „The Aurora Cycle”. Na tę książkę czekałam z wytęsknieniem od kiedy tylko skończyłam czytać „Aurora Rising”, czyli około roku. Zamówiłam ją jak tylko pojawiła się w przedsprzedaży i aż nie mogłam wysiedzieć w miejscu czekając na premierę. Nic nie mogło mnie uszczęśliwić bardziej niż ponowne dołączenie do drużyny 312 i poznania ich kolejnych przygód.

Od samego początku akcja nie zwalnia ani na chwilę. Przeciwstawienie się starożytnej cywilizacji obcych, która dodatkowo zinfiltrowaa ludzką agencję służb specjalnych i zamierza pochłonąć całą galaktykę, to niełatwe zadanie. Należy również dodać, że jedyną osobą, która może ich powstrzymać jest Aurora, jednak nie potrafi ona nawet zapanować nad mocą, która się w niej kryje. Jakby tego było mało, na scenie pojawia się również nowy gracz, łowca Syldrathi, zdeterminowany zmusić Kala do ponownego dołączenia do jego ludu.

Drużyna 312 staje sama przeciwko całej gniewnej galaktyce, mimo tego, że stracili swego pilota a wszędzie nadawane są ogłoszenia o nagrodzie za ich głowy. Jednak, kiedy już obrali swój cel, nie ma takiej siły, która mogłaby ich powstrzymać. W drugim tomie serii dowiadujemy się więcej o samych bohaterach, ich przeszłości oraz wydarzeniach, które sprawiły, że znaleźli się w Legionie Aurory i całej tej kłopotliwej sytuacji. Okazuje się jednak, że nie istnieje coś takiego jak przypadek. Mi osobiście bardzo podobał ten wątek, znajdowanie kolejnych drobnych śladów wskazujących na to, że jakaś siła we Wszechświecie sprawiła, że znaleźli się w tym konkretnym momencie w danym miejscu. Żeby poznać odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania, będziemy musieli jednak poczekać na kolejne tomy.

Zarówno cała książka jak i jej bohaterowie jest bardzo specyficzna. Myślę, że nie wszystkim czytelnikom taki styl podejdzie. Jeśli jednak przeczytaliście „Aurora Rising” albo serię „Illuminae” i Wam się podobały, to nie będziecie mieć z tym najmniejszego problemu. Wszyscy protagoniści są oczywiście tak bliscy ideału jak to tylko możliwe: są piękni/przystojni, są ponadprzeciętnie uzdolnieni w swoich rolach, są pyskaci, bezczelni i butni, a jednak ciężko jest ich wszystkich nie kochać. Czasami jednak niektóre sytuacje i teksty nawet dla mnie brzmiały odrobinę zbyt tandetnie. Ale wciąż, całą książkę czyta się niesamowicie lekko i przyjemnie. Przez większość czasu miałam wielki uśmiech na twarzy i parskałam śmiechem czytając niektóre wymiany zdań. A przede wszystkim wśród tych wszystkich humorystycznych momentów znajdziemy również takie, które mają w sobie niesamowitą głębie i atakują nas z zaskoczenia niczym obuch w głowę. I chyba właśnie za te perełki najbardziej lubię tę książkę.

Jeśli chodzi o fabułę, to znajdziemy tu kilka monumentalnych rewelacji i zwrotów akcji. Co prawda ja nie byłam specjalnie zaskoczona żadnym z nich, ale podoba mi się kierunek, w którym zmierza fabuła. „Aurora Burning” kończy się dosłownie w samym środku najbardziej wyczekiwanej akcji, więc moim zdaniem jest to zakończenie pozostawiające wiele do życzenia, zwłaszcza że na kontynuację będziemy musieli czekać co najmniej rok. Cała seria ma mieć podobno cztery albo pięć tomów, więc jeszcze wiele przed nami.

Ja jestem zdecydowanie fanką duetu autorów i czytanie ich książek sprawiają mi niesamowitą frajdę. Nie inaczej było z „Aurora Burning”, pomimo kilku drobnych szczegółów, które nie do końca mi podeszły. To wciąż świetne sci-fi, pełne wybuchowej akcji i przezabawnych bohaterów. Jeśli jesteście fanami serii „Illuminae” to również tę książkę pokochacie całym sercem.

*****